wyświetleń

Info

1. Trafiłeś/ Trafiłaś na bloga o tematyce romans/komedia/horror 2. Opowiadanie jest w 100% wytworem mojej wyobraźni i nie opiera się na żadnym anime 3. Spam zostawiaj w zakładce "Spam" 4. Notki będą dodawane w nieregularnych odstępach czasowych za co przepraszam 5. Na blogu pojawią się sceny o zabarwieniu erotycznym, yaoi, yuri, wulgarnym oraz przemocy 6. Słowa oraz myśli napisane np : " O czym on sobie myśli?" będą oznaczały iż te wypowiedzi są wypowiedziane w języku polskim 7. Nie wolno kopiować bez mojej zgody oraz zastrzegam sobie prawa autorskie. 8. Czytasz, komentujesz, motywujesz!

czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział 5

Upadliśmy na podłogę, ciężko oddychając. Widziałam jak oczy chłopaka tracą swój dziki blask i powracają do normy. Do moich uszu dochodziły różne nieciekawe komentarze oraz śmiech. Zacisnęłam mocno wargi, powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś głupiego. Podniosłam się z ziemi, otrzepałam tył spódniczki. Wyciągnęłam w stronę Hinaty dłoń, uśmiechając się przyjaźnie. Niepewnie chwycił mnie za nią, a ja poczułam drżenie jego ciała. Pomogłam mu wstać a następnie podniosłam nasze torby. Odwróciłam się do moich " przewodników" i powiedziałam.
- Idziemy?- spytałam chwytając ponownie fioletowłosego za rękę. Nawet na ich twarzach było zdziwienie, lecz po chwili szybko minęło a może po prostu je ukryli? Poczułam iż ktoś chwyta mnie za drugą dłoń, spojrzałam w bok i doznałam szoku. Nie tylko ja! Ba wszyscy tu zebrani zesztywnieli. A to przez tę osobę! A osobą, która trzymała czule lecz silnie mą dłoń był Zenki. Czułam się niezręcznie w tej sytuacji, a do tego czułam jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce zażenowania. Wyrwałam prawą dłoń z uścisku chłopaka i pociągnęłam za sobą Hinate jak najdalej od niego. Nagle puściłam chłopaka, samej dalej biegnąc. Nie wiem dlaczego. Chciałam się zatrzymać, jednak nie mogłam. Coś nakazywało mojemu ciału biec dalej. Czy to strach? A może ktoś mną manipuluje?! Kurwa co się ze mną dzieje?! Niech mnie ktoś zatrzyma! Ktokolwiek! Nagle wyskoczyłam do góry, bo po chwili na kimś wylądować. Już chciałam zacząć przepraszać, jednak moje ciało odskoczyło do tyłu, zasłaniając kogoś, a samemu ustawiając się w pozycji obronnej. Rozejrzałam się. Chciałam wiedzieć co się tu dzieje. Na ziemi przede mną leżał dobrze zbudowany chłopak a obok jego dłoni kij bejsbolowy. Oprócz niego było jeszcze czterech z czego tylko jeden nie miał żadnej broni. Upuściłam torbę na ośnieżoną ziemie, bluzę rzuciłam do tyłu, na osobę, którą miałam zamiar ratować. Wyprostowałam się i spojrzałam na nich z pogardą.
- Pięciu na jednego? To trochę nie fair chłopaki. Pozwolicie mi dołączyć?- spytałam z wyczuwalną do nich pogardą oraz drwiną. Wiedziałam iż to ich wpieni i nie myliłam się. W moją stronę zaczął biec osiłek z lewej, całkowicie łysy a na jego twarzy znajdował się tatuaż. Uśmiechnęłam się przebiegle i czekałam aż uniesie kij. Zamachnął się i gdy był blisko mojej twarzy, ukucnęłam i wyskakując do góry, zdzieliłam go kolanem w brodę. Położyłam dłonie na jego barkach, chwyciłam za jego ubrania i gdy wylądowałam zza nim po prostu przerzuciłam go na ziemie. Uderzyłam go nogą w biodro oraz kolano i skoczyłam do pozostałej trójki..... Stałam nad całą piątką, trzymając w dłoni kij bejsbolowy. Spojrzałam na nich z pogardą i jedyne co zrobiłam to splunęłam obok jednego z nich i zostawiając kij udałam się do mojego " klienta". Był to chłopak, ubrany w mundurek szkolny. W jego jasno-fioletowych oczach widziałam strach. Potłuczone okulary leżały obok niego a jego brązowe włosy były w nieładzie. Na jego twarzy dalej były ślady krwi oraz siniaki. Prawdopodobnie znajdują się też na reszcie ciała. Ukucnęłam obok niego i uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Możesz wstać?- ten jedynie zaprzeczył ruchem głowy.- Jak masz na imię? Bo ja Karp Anna, ale jak coś to mów mi Ania.
- ..Yyakuza Naoki.- wyjąkał chrypliwym głosem. Widziałam iż się trzęsie. Zdjęłam z niego swoją bluzę by po chwili poprawnie ją na niego założyć. Przewiesiłam swoją torbę na ramię, by po chwili podnieś chłopaka. Otrzepałam go ze śniegu i musiałam stwierdzić iż był słodki. Był ode mnie niższy o jakieś dziesięć centymetrów, z czego mimowolnie się zaśmiałam, przez co na mnie spojrzał.
- Przepraszam, ale bardzo przypominasz mi kolegę  z gimnazjum.- powiedziałam rozpuszczając włosy i po chwili robiąc na nowo kucyka.- Dobra. A teraz powiedz mi gdzie jest gabinet pielęgniarki Yakuza-kun.
- Zzaprowadze cię...- spróbował się ruszyć do przodu, jednak się zachwiał. Szybko chwyciłam go w pasie, samej się nie przewracając.
- Nie bądź głupi. Zaniosę cię tam. Przecież nie możesz sam chodzić.
- Aale nie... chce sprawiać kło...kłopotów...- wyjąkał patrząc we śnieg. Westchnęłam. No naprawdę, faceci i ich ta duma. Przewiesiłam lewę ramie chłopaka przez szyję, mocniej chwyciłam go w pasie, przyciągając jego ciało jeszcze bliżej oraz pozwalając aby się na mnie oparł.
- Nie sprawiasz mi żadnych kłopotów. A teraz idziemy Yakuza-kun.
- Ddziękuje Ka... Ania-san.
- Proszę.- uśmiechnęłam się i ruszyłam przed siebie. Szłam powoli, wsłuchując się w porady chłopaka oraz wysłuchując tego co się wydarzyło. A więc jeden z nich był jego bratem, i to starszym....
- Powiedz mi bo nie rozumiem, czemu twój własny brat chciałby zrobić ci coś takiego? Przecież mogliby cię zatłuc na śmierć.
- Pponieważ dziedziczę sekret mojego kklanu...- powiedział niepewnie.
- Aha... Sorry, ale dalej nie rozumiem o co takie wielkie zamieszanie, ale nie musisz mi mówić jeśli nie chcesz. Pewnie ciężko było ci powiedzieć to wcześniejsze nieznajomej.- posłałam mu lekki uśmiech i dalej szłam przed siebie. Sekret klanu, tak? Czy to jest aż tak ważne aby zabić własnego brata? Z mang i z historii oraz książek  wiadomo, że jeśli chodzi o władze ludzie są zdolni do wszystkiego, ale żeby zaatakować bezbronnego człowieka? Ech. To nie dla mnie. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu, które było przerywane wskazówkami chłopaka. Wyglądało na to iż niedawno zaczęły się lekcje bo korytarze były opuszczone. Zatrzymałam się przed znakiem krzyża z napisem " Gabinet doktor RedHeart". Zapukałam i czekałam na odpowiedź. Jednak ta nie nastąpiła, więc spróbowałam ponowie i tym razem ktoś otworzył nam drzwi. Przed nami stała kobieta z dość pokaźnym biustem, jej czerwone niczym róże włosy były w nieładzie tak samo jak ubranie. Rozpięta koszula, wytarmoszony kilt wraz z spódniczką oraz widok malinek brzy biuście. Zdziwiła się na nasz widok, jednak szybko nas wpuściła, pstrykając palcami. Jej wygląd wrócił do schludniejszej wersji. Jej włosy były zrobione w francuskiego warkocza, na szmaragdowych oczach widniały okulary. Pokazała mi ręką na jedną z kozetek, na której posadziłam chłopaka. Gdy się wyprostowałam ujrzałam gościa pielęgniarki. Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną o czym świadczyły jego umięśnione barki. Jego rude włosy były w nieładzie... Zaraz czy to nie Zenki? Chłopak się nagle odwrócił i miałam już stu procentową pewność. Zacisnęłam wargi i ruszyłam w jego stronę. Gdy byłam tuż przed nim, dopiero się zorientował o mojej obecności. Chciał coś powiedzieć lecz nie dałam mu szansy. Po prostu dałam mu z liścia i spojrzałam na brązowowłosego.
- Mam nadzieje iż szybko powrócisz do zdrowia Yakuza-kun.- i ruszyłam w stronę drzwi, zostawiając ich samych. Nie obchodziło mnie co sobie o mnie myślą, wolę od razu dać do zrozumienia iż nie lubię jak się ze mnie nabija. A on to definitywnie robił! Gosh! W co ja się kuźwa wpakowałam? Oparłam się plecami o pobliską kolumnę i spojrzałam przed siebie. Na dworze wiał dosyć mocny wiatr, który zgarniał ze ziemi śnieg. Zdjęłam okulary i zakryłam dłonią twarz. Czułam jak pieką mnie oczy, na co się uśmiechnęłam. Może to dobry pomysł aby już sobie darować ich powstrzymywanie? To wszystko jest do dupy. Najpierw śmierć rodziców, później spotkanie tych diabłów czy czym tam były, następnie propozycja Zenkiego, na którą (głupia) się zgodziłam a teraz muszę się wszystkiego uczyć o czymś co dla mnie wydaje się pojebanym snem! Poczułam jak po moim policzku spływa jedna samotna łza a za nią następne. Szybko je starłam i zakładając okulary udałam się do pobliskiego wyjścia na dwór. Poczułam ostry chłód przeszywający całe moje ciało a z nim atak paniki oraz łez. Biegłam przed siebie nie zważając na zimno ani na cieknące z moich oczu łzy. Chciałam jak najszybciej uciec od tego wszystkiego, jednak nie mogłam. Nie miałam dokąd uciec a jedyne co mi teraz pozostaje to poddać się? Nie! Zacisnęłam wargi wraz z pięściami. Nigdy się jeszcze nie poddałam i nie mam jeszcze zamiaru tego robić. Zawsze znajdzie się jakieś wyjście z danej sytuacji. Może nie będzie ono dla mnie przyjemne, ale je znajdę. Wytarłam łzy z twarzy i zatrzymałam się na środku placu. Upuściłam torbę, dotykając dłonią czoła. Czułam pulsujący ból w czaszce, jakbym nagle dostała migreny... Nie mogłam tu zostać. Powinnam mieć jakieś dwie minuty nim nie zemdleje, bo leków to nie mam. Schyliłam się po torbę i gdy chciałam się wyprostować coś podcięło mi nogi, tym samym wywalając mnie twarzą do śniegu. Gwałtownie się uniosłam czego od razu pożałowałam bo upadłam na lewy bok. Starałam się nie zasypiać, nie mogłam pozwolić aby ogarnęło mnie zmęczenie. Jednak powoli moje powieki same zaczęły opadać a jedyne co widziałam to blask iskrzącego się śniegu oraz lekkie zarysy murów.... " Słyszałam szum drzew, delikatny podmuch wiatru bawił się moimi włosami a w powietrzu unosiła się przyjemna woń wiśni. Delikatnie oraz niepewnie otworzyłam oczy. Ujrzałam przebijające przez gałęzie promienie słoneczne. Chwila! Szybko zerwałam się na równe nogi. Gdzie ja jestem?! Pamiętam iż byłam na dworze i upadłam na śnieg... No właśnie! Szybko rozejrzałam się na wszystkie strony. Znajdowałam się w jakimś ogrodzie. Powoli oraz niepewnie ruszyłam przed siebie. Czułam pod swoimi stopami łaskotanie trawy, ciepłe promienie słoneczne przyjemnie grzały moje ramiona oraz plecy a do tego wiatr łagodnie wiał. Do moich uszu dochodziły dźwięki fortepianu. Zaraz fortepianu? Ponownie się rozejrzałam i tym razem znajdowałam się w pokoju wypełnionym lustrami. We wszystkich lustrach widziałam swoje odbicie. Na sobie miałam beżową sukienkę do kolan, zakończoną na ramionach oraz kolanach koronką. Gra fortepianu z każdą sekundą stawała się donośniejsza oraz mroczniejsza. Przyśpieszyłam kroku, jednak nie mogłam wydostać się z tego labiryntu. Gubiłam się, nieważne z którą stronę bym się nie udała. Nagle fortepian ucichł a przede mną ukazały się dwie osoby. Wszystko działo się strasznie szybko. Mężczyzna przy fortepianie nawet nie krzyknął nim jego kark został skręcony a tętnica przegryziona. Krew prysnęła na wszystkie strony, kilka kropli wylądowało na moich policzkach. Drżącymi rękami dotknęłam policzka oraz zaczęłam się wycofywać. Gwałtownie się zatrzymałam. Przeniosłam swoje spojrzenie ze swoich splamionych opuszków na postać przy fortepianie. Jego dzikie, czerwone niczym krew oczy przyglądały mi się. Widziałam w nich głód. Łaknął krwi, mojej krwi. Przełknęłam ślinę i spróbowałam się poruszyć, jednak nie mogłam. Ten jedynie oblizał wargi i zniknął. Czułam jak moje serce przestaje bić. Gdzie on się podział?! Poczułam czyiś oddech na swoim karku. Po moim ciele przeszły ciarki a serce przyśpieszyło swój rytm. Bałam się. Tak strasznie się bałam. Ktoś złapał mnie za włosy i pociągnął moją głowę do tyłu. Patrzyłam z przerażeniem na mojego zabójcę. Po raz kolejny oblizał językiem wargi oraz swoje kły. Nawet nie zdążyłam mrugnąć a już czułam jak przegryza moją tchawicę. Krzyknęłam i powoli traciłam świadomość. Ostatnie co ujrzałam nim nie ogarnęły mnie ciemności był znak na jego języku....." Krzyknęłam, podnosząc się gwałtownie. Chwyciłam się za swoją szyję, chcąc powstrzymać krwawienie, lecz po chwili uświadomiłam sobie iż wcale nie krwawię. Szybko rozejrzałam się na wszystkie boki. Znajdowałam się w jakimś pomieszczeniu, prawdopodobnie w salonie. Nikogo nie widziałam. Podniosłam się z kanapy i udałam powoli przed siebie. Gdy ujrzałam drzwi wyjściowe ruszyłam w ich stronę. Na szczęście miałam na sobie swoje buty, więc chwyciłam za klamkę i pociągnęłam ją do dołu. Drzwi nie były zamknięte więc je otworzyłam i wybiegłam. Nagle uderzyłam głową o coś twardego, przez co straciłam równowagę i upadłam na cztery litery. Jęknęłam z bólu i powoli się podniosłam. Okazało się iż wpadłam na Sera-sensei.
- Obudziłaś się, to dobrze. Zabiorę cię do akademika.- powiedział i odwrócił się do mnie plecami. Ciekawe jak długo byłam nieprzytomna. I jak to się stało iż czuję się tak swobodnie. Przecież opuściłam popołudniowe lekcje! I co?! Nie usłyszę żadnej reprymendy?! A co z tą bójką?! Chyba, że nikt o niej nie wspomniał. Cóż dla pięciu facetów zostanie pokonanym i pobitym przez drobną dziewczynę to wielki wstyd... Chwila! Czemu tak naprawdę ich zaatakowałam? Przecież miałam zasadę nie mieszać się w nie swoje sprawy,a ta bójka to definitywnie nie była moja sprawa, więc dlaczego? Co kazało mi się wtrącić a co ważniejsze mnie tam zaprowadziło? Szliśmy korytarzem, który gdzieś już widziałam. Podrapałam się po głowie, starając się sobie to przypomnieć. Gdzie ja do cholery widziałam te szklane figury? Przystanęłam na chwilę, by przyjrzeć się jednej z nich. Akurat ujrzałam przed sobą niesamowicie seksownego mężczyznę z rogami oraz wystającym z spodni ogonem. Jego idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa, kusiła. Aż pragnęło się w nią wtulić i zbadać jej strukturę. Silne ramiona były oparte na końcówce spodni, kusząc aby pociągnąć w dół te spodnie i sprawdzić co pod nimi jest. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na tabliczkę u jego stóp. Inkub. Przeniosłam swoje spojrzenie na jego twarz. Uwydatniona szczęka, zawadiacki uśmiech, robiący kuszące dołeczki oraz te pełne pożądania spojrzenie. Przygryzłam wargę, czując przyjemny dreszcz pożądania oraz wielką ochotę pocałowania go. A to tylko szklany posąg! Potrząsnęłam głową i dogoniłam nauczyciela. Nawet na mnie nie spojrzał. Szliśmy w ciszy, puki nie zaprowadził mnie do stołówki.
- Właśnie jest kolacja, więc radzę ci coś zjeść a następnie udać do akademika. Chyba trafisz. A i oczekuję iż odrobisz zadania na jutro, które masz zostawione w pokoju. Dobranoc.- powiedział i po raz kolejny zniknął. Zdjęłam okulary i rozmasowałam swoje powieki. Wzięłam kilka wdechów i modliłam się aby nikt nie wrócił na mnie uwagi. Już i tak przykułam jej za dużo na lunchu. Chwyciłam za klamkę od drzwi i delikatnie je otworzyłam. Wsadziłam głowę do środka, w celu rozpoznania ternu. Niczyje spojrzenie nie było skierowane w stronę drzwi. Większość patrzyła na Zenkiego i prawdopodobnie jego przyjaciół. Zacisnęłam palce na klamce, chcąc się uspokoić.
- No to idziemy.- wyszeptałam do siebie i weszłam niepostrzeżenie do środka. Udało wtopić mi się w tłum i miałam nadzieje iż tak dalej będzie, jednak jak zawsze coś lub ktoś musiał się wpieprzyć. Czułam na swoich plecach czyjeś spojrzenie, bałam się odwrócić, aby nie wrócić na siebie większej uwagi. Może mnie z kimś pomylił? Tak, to możliwe. Mogłam tak sobie wmawiać, jednak ten ktoś dalej się na mnie gapił. Dyskretnie obejrzałam się zza siebie, lecz nikt nie patrzył w moją stronę, poprawiłam kosmyk włosów za ucho i ruszyłam dalej. Nagle na kogoś wpadłam. No kuźwa jeszcze tego mi było mało!
- Przepraszam.- powiedziałam od razu. Spojrzałam na osobę, na którą wpadłam i od razu zrzedła mi mina. Czemu, no kurna czemu zawsze musi to być Zenki? Rozejrzałam się pośpiesznie na boki, mijając nadzieje iż nie przykuliśmy niczyjej uwagi. Tym razem los się do mnie na jakiś czas uśmiechnął. Zbierałam się do szybkiego uniku i udania jak najdalej od niego, jednak ten chwycił mnie w talii na co pisnęłam ze zaskoczenia.
- W końcu cię mam. Zachowuj się jak na narzeczoną przystało.- wyszeptał i podprowadził mnie do jednego ze stolików. Czułam na sobie prześwitujące mnie spojrzenia wszystkich tu obecnych. Chciałam ukryć twarz we włosach oraz zapaść się pod ziemie, jednak nic takiego nie mogłam zrobić. Nagle się zatrzymaliśmy a on wziął mnie na ręce i wskoczył ze mną na stół. Automatycznie uczepiłam się jego szyi, bojąc się, że mnie upuści. Zaśmiał się a po chwili odkrzyknął znacząco. W całym pomieszczeniu zapanowała momentalnie cisza i każdy wyczekiwał tego co zaraz nastąpi. Nawet ja. Nie wiedziałam co on tak właściwie ma zamiar zaraz uczynić. Uśmiechnął się w moją stronę jak małe dziecko i postawił ostrożnie na stole. Wziął mnie za to za prawą rękę i wreszcie się odezwał.
- Chciałbym wam wszystkim przedstawić moją narzeczoną. Karp Annę.- przysunął do swoich ust moją dłoń i ucałował delikatnie mój palec na którym był... Pierścionek?! Ale kiedy on go...?! Miałam wielką ochotę wyrwać mu swoją dłoń i wytrzeć ją o spódniczkę, jednak nie mogłam. Teraz byłam jego narzeczoną. Westchnęłam w duchu i splotłam nasze palce, przysuwając się do jego boku. Każdy przyglądał mi się z uwagą a dziewczyny z żądzą mordu. Na domiar złego ten rudzielec, przysuwał niebezpiecznie blisko mnie swoją twarz. O cholera. I mogę zapomnieć o swoim spokojnym jak dotychczas życiu....

***

No cześć! Jakoś udało mi się szybko napisać notkę i ją wam dać. Następny rozdział już się piszę więc niebawem możecie go wyczekiwać. A takie pytanie do trzeciogimnazjalistów. Jak tam po egzaminach? Ja swoje będę mieć niebawem. No i to tyle. Mam nadzieje iż się wam rozdział spodoba i liczę na wasze komentarze. 
Kisu :*

4 komentarze:

  1. Hej siostrzyczko notka jak zwykle świetna a ten moment z pierscionkiem super no nic nie będę przedluzala życzę więcej weny. Kocham :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę iż ci się rozdział podobał. Mnie tam w sumie jak to pisałam to moment, gdy patrzyła na sukuba ;) To takie zboczone :P No ja też ci tej weny życzę i dziękuje :*
      Też cię kocham
      Kisu :*

      Usuń
  2. Bardzo dziekuje, wena zawsze sie przyda.
    Yane

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam czytać twojego bloga *-*
    Coraz bardziej się rozkręca :D Dziwne, że Zenki nie miał jej za złe tego zachowania.
    Lecę czytać kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń